Kolejny dzień w tej przeklętej puszczy. Od tygodnia próbuję się tu "zadomowić" , chata wygląda solidnie, w końcu włożyłem w nią całe serce. Zostało jeszcze kilka detali ale one mogą poczekać za to mój żołądek już taki cierpliwy nie jest.
-Hmm co byśmy dzisiaj zjedli ?- (Z kim ja gadam do jasne cholery, skup się, i przestań rozmyślać przecież wiesz co zjesz, to co zawsze czyli zupę rybną....) Gdybym tylko potrafił trafić jelenia z dwudziestu metrów, niestety nie potrafiłem. Ruszyłem w stronę stawu by jak zwykle przy użyciu prostego zaklęcia błyskawicy "złowić" kilka ryb. Pomysł był wyśmienity zawsze miałem pełno świeżych choć niezbyt smacznych leszczy. Stanąłem na brzegu, skupiłem i poczułem jak energia ogniskuje się na końcach moich dłoni jeszcze tylko zaklęcie i śniadanie złowione.
Pół godziny później moja zupa zaczynała się gotować. Miałem sporo czasu, a moje ubrania zaczynały krępować mi ruchy, to był znak że pora zrobić pranie. Rzuciłem okiem na chatę, zarzuciłem miecz na plecy i ruszyłem w stronę rzeki, jezioro nie nadawało się, było zbyt brudne.
Pranie ! Uwielbiam prać dlatego robię to bardzo często nawet raz na dwa miesiące, wiem że mam dziwne obyczaje, w mieście nazywali mnie "Czyścioch", głupi wieśniacy nie wiedzą co to styl i klasa.
-A niech to szlag...- Jak mogłem nie zakląć w takiej sytuacji, moje spodnie wyrwał mi z dłoni nurt a ja pół nagi stoję na brzegu i obserwuję jak moje gacie znikają za zakrętem ! Pozbierałem co się da i popędziłem brzegiem na ratunek moim wiernym spodniom.
Pościg trwał do wieczora, zdążyłem za ten czas wypłoszyć połowę zwierzyny w lesie, nabić kilka siniaków i odkryć że tarninę lepiej obejść niż próbować przejść. Brudny i potargany (ale spodnie miałem lśniące) wracałem do domu. Nie było ze mną dobrze skoro tą chatę nazywałem "domem". Przed wejściem poczułem zapach mokrego psa, rozejrzałem się, na drodze były ślady wilka prowadziły prosto do mojej chaty.
-Sprawdźmy czy ta paskuda zostawiła coś zupy dla mnie- Lubie gadać sam do siebie, wyjąłem miecz, żołądek przypomniał mi że cały dzień nie jadłem, schowałem miecz i tak nie miałem siły by walczyć. Z wilkami potrafiłem rozmawiać w końcu sam też nim byłem po części. Po cichu wszedłem do środka za fotelem leżał wilk. Ha zupy nie tknął, coś z tym wilkiem było nie tak, gdy dotknąłem jego świadomości moją nie przypominała ona tej wilczej. Wilk dostał solidnego kopniaka. Subtelne pobudki to moja specjalność.
środa, 3 lutego 2016
Znów się to stało. Wygnali mnie, nie mam pojęcia za co, znów musiałam ratować się ucieczką, choć i tak życie było mi coraz cięższe. A samotny wilk może nie dać sobie rady w ogromnym lesie, pałętając się po wrogich i obcych terytoriach, zwłaszcza, że ten wilk jest wilczycą. Która kiedyś była zwykłą studentką.
Rano, któregoś już dnia po ucieczce z watahy, jak zwykle rozglądałam się za czymś do jedzenia, poniekąd najadanie się myślą o babcinym obiedzie nie było mi wystarczające do przeżycia. Przeciągnęłam się, ziewnęłam parę razy i zaczęłam wietrzyć w poszukiwaniu zapachu jakiegoś mniejszego zwierza. Kierując się zapachem małego futerkowca usiadłam przy maleńkiej norce w ziemi, z której po chwili wynurzyła się nornica. Haps!
- Na śniadanie starczy...- oblizałam się i starałam oprzeć wyrzutom sumienia (przecież, to stworzonko mogło mieć swoją norniczą rodzinkę) ruszyłam w stronę stawu. Musiałam spłukać z pyska poczucie winy i nawilżyć gardło. Wiele dni nie miałam szans na jakikolwiek posiłek, a co dopiero na wodę inną niż taka z brudnej kałuży. Już miałam zanurzyć język w przejrzystej wodzie... Odskoczyłam. Jakiś okropny blask, prosto w oczy...
Gdy odzyskałam wzrok, starałam się dojrzeć tenże odbijający promienie słoneczne obiekt. Zamiast tego zobaczyłam dym ponad drzewami, a ciekawość nie pozwoliłaby mi nie sprawdzić co się pali.
Obeszłam jeziorko i stanęłam naprzeciw maleńkiego domku. Drzwi stały otwarte, wyglądało na to, że był pusty. Jednak, skąd ten dym?
Weszłam do środka. Silny ludzki zapach powinien mnie odstraszyć jak każdego prawdziwego wilka, jednak było tam coś jeszcze- zapach jedzenia. Rozpalony kominek- źródło dymu- a na ruszcie solidny kawał mięsa, który dałby mi siłę na dalszą wędrówkę.
Nagły poryw wiatru zatrząsnął drzwi, a mnie w środku. Skulona, schowałam się za jedynym fotelem, pełna nadziei, że człowiek tylko mnie przegoni. I że nie ma żadnej broni.
Zapadał już powoli zmierzch, a klamka drzwi ani drgnęła. Drwa w kominku zaczęły dogasać, a ja robiłam się senna, coraz bardziej, z każdą chwilą. Nawet nie wiem kiedy zamknęłam oczy.
<hm, kiepskie, co? :P>
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)