czwartek, 4 lutego 2016

Bestia zwinnie odskoczyła w bok, w jej oczach widać było przerażenie i nienawiść. Cóż jakaś kara musiała być za wtargnięcie do mojej chaty, kopniak i tak nie był mocny. Nie jest dobrze chata jest za mała by wymachiwać tutaj mieczem, na zaklęcie nie mam siły. To już chyba mój koniec, wilk skoczył w moja stronę, zamknąłem oczy, coś trzasnęło.
- Ha, jednak ktoś nade mną czuwa ! - Komiczne, wilk skacząc pociągnął dywan i przewrócił mój wazon na siebie. Cóż za niezdara, teraz dopiero zauważyłem ze to wilczyca. Dziwne, samotna samica ? Co tu z nią zrobić, chyba jeszcze żyje chociaż rana na głowie nie wygląda ciekawie. Znów to samo uczucie.... kiedyś przygarnąłem małego smoka, trochę potem wyrósł, spalił dwie wsie, zjadł trochę bydła i kilka księżniczek, nie było to zabawne.... ale wilk przecież nie zionie ogniem. A niech to jestem za miękki.
Opatrzona trafiła do spiżarni, tam przynajmniej nie powinna narobić szkód.  Ciekawy okaz, zastanawia mnie ciągle jej dziwna nie wilcza świadomość. Może nauczę ją aportować ? Co ja robię w ogóle..... próbuje oswoić dzikie zwierzę, całkiem już oszalałem.... Ale kto nie jest samotny ten mnie nie zrozumie, szare dni mojego życia może w końcu nabiorą trochę koloru. Znów zaczynam swoje mądrości. Mogłem  posłuchać kolegi z akademii i zostać filozofem czy innym błaznem. Sprawdzę czy się ocknęła, leży tam już całą noc a teraz zbliża się południe, rano udało mi się upolować i usmażyć jelenia. Głupi ja mogłem od razu używać kuli ognia a nie łuku na polowaniu, dość że łatwiej trafić to jeszcze nie trzeba specjalnie przyrządzać. Jeszcze tylko zastawie  pułapkę gdyby czasem chciała uciec.
Otwarłem drzwi, wilczyca była przytomna, postawiłem miskę z wodą, kawałek mięsa i zabrałem się za zmianę opatrunku, zdumiewające nie rzuciła się na mnie, widać chyba się poddała.
- To boli durniu - słyszałem jej myśl wyraźnie, skąd wilk zna określenie "dureń"? I chwileczkę czy to nie było do mnie ?
- To nie trzeba było mi rozbijać wazonu, durniu. - chyba ją zaskoczyłem bo wycofała się w kąt, wyprostowałem się, wtem skoczyła i dała nura między moimi nogami. Usłyszałem tylko przerwany jęk i już wiedziałem ze wnyki zdały egzamin. Ta wilczyca była kompletną fajtłapą, a mówią że to inteligentne zwierzęta. Cóż spróbujmy oswoić tą naszą bestyjkę.
- Nie szarp, nie chce ci zrobić krzywdy, uspokój się to cię uwolnie - chyba zrozumiała choć powiedziałem to nagłos, więc to nie jest taki zwykły wilk, bardzo ciekawe...
Odskoczyłam w bok w piskiem, po chwili spoglądając w oczy napastnika. Cofnęłam się kilka kroków pokazując kły, warcząc, z nadzieją na możliwość ucieczki. Niestety, człowiek zamknął za sobą drzwi. Atakować, nie atakować... Ruletka. Nawet nie reagował na moje warczenie, na najeżoną sierść, spoglądał ze spokojem jakby czekał aż rzucę się mu do gardła. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, wycofywałam się dalej, dopóki mój ogon nie wylądował w kominku. Mimo woli, przestraszona skoczyłam w jego stronę, uciekając od żaru. Zanim zdążyłam dojść do siebie, uderzyło mnie coś ciężkiego, a świadomość odpłynęła równie szybko, jak i się pojawiła po nagłej pobudce.
Otworzyłam oczy zamknięta w jakimś maleńkim, ciemnym pomieszczeniu. Głowę mi obwiązał razem z uszami, co nie było zbyt wygodne. Ale, przynajmniej się nie wykrwawiłam. To nieważne, teraz chodziło tylko o to, by się uwolnić. Uderzyłam kilkukrotnie w drewniane drzwi, ale te ani drgnęły. Klamki też nie było, najwidoczniej zamykano je od zewnątrz. Gdy rozglądałam się wkoło, zauważyłam mąkę, jakieś warzywa, owoce. Zrezygnowana przycupnęłam na ziemi i zaczęłam liczyć te wszystkie wory. No a co było lepszego do roboty?
- Chyba to spiżarnia...- mruknęłam doliczając się dwunastej marchwi, dziesiątego worka mąki i tak dalej... Wstałam, przeciągnęłam się, i mimo bolącego łba zaczęłam się przechadzać wkoło jednego punktu, byleby nie oszaleć.
Nagle, stare (przynajmniej na takie wyglądały) drzwi chrupnęły. Padłam jak martwa na ziemię i czekałam aż zacznie mnie ćwiartować lub robić inne rzeczy. Może marzyły mu się skarpety z czarnego wilka?
Wszedł, postawił miskę wody i kawałek surowego mięsa, uklęknął obok mnie i zaczął odwijać bandaż. Nie miał zbyt delikatnych dłoni ani ruchów.
- To boli, durniu...- powiedziałam prawie w myślach, a on spojrzał na mnie z niezadowoleniem.
- To nie trzeba było mi rozbijać wazonu, durniu.
Chwila, skąd on zrozumiał... Przecież... Wstałam na równe łapy i wcisnęłam się w kąt spiżarenki. Zwykły człowiek nie mógł mnie zrozumieć. Widząc otwarte drzwi, czmychnęłam pomiędzy jego nogami. Za daleko nie ubiegłam, już po kilku krokach wpadłam w pętlę, pułapkę zastawioną na dzikie zwierzęta. I dokąd mnie ta ciekawość zaprowadziła...