piątek, 5 lutego 2016

Założył mi pętlę na szyję. Szkoda, że nie obróżkę z różową kostką. No nic, grunt, że łapa była wolna i nie było na niej większych ubytków w sierści. Zwiesiłam łeb spoglądając mu w oczy, starałam się nie prowokować większych podejrzeń u tego osobnika. Nie marzyło mi się robić za pieska podwórkowego. Nie będę szczekać jak mi każe, nie, w życiu.
- Nie ciągnij mnie tak, chcesz mnie udusić?!- warknęłam, gdy prowadził mnie z powrotem  do spiżarni.- Poza tym, tam jest zimno, mokro, śmierdzi, brudno, robaki...
- Jeśli wezmę cię do domu, to mi flaki wyjesz w nocy.- odburknął. Dziwne, rozumie to co mówię? Może mi się tylko wydaje?
Poczekałam aż odprowadził mnie do przyciasnego pomieszczenia. Znów postawił miskę z wodą i jedzeniem, położył kilka zwierzęcych skórek na posłanie. Cóż, w sumie, lepsze to niż spanie na wietrze i deszczu, leżąc na starym wilgotnym mchu. Może dla takich warunków warto się poświęcić i poszczekać na kilka osób? Przecież, sama też miałam kiedyś psa, ale, na pewno nie dbałam o niego aż tak... Spał w budzie, niezależnie od pogody. I właśnie przez to ten wilczy urok, do którego przez 2 lata już zdążyłam przywyknąć. Jak widać, pisane mi było wilczyć się po lasach za to, że zapominałam karmić biednego kundelka przed domem. Teraz, jak o tym myślę, wstyd mi, nawet bardzo mi wstyd.
 Przykucnął przy mnie i wyciągnął rękę pod mój nos, chciał żebym go wąchała? Prędzej mnie jednorożec kopnie niż się zbliżę do jego brudnej ręki.
- Czym ty jesteś, co?- spytał, próbując mnie pogłaskać. Nie miałam już siły stawiać oporu, a jego brudna ręka pewnie zostawiła ten cały brud na mojej sierści, ech.
- Wilkiem.- burknęłam. - Charlotte na mnie mówili. A ty? Jesteś kolejnym medium gadającym z dzikimi zwierzętami? Pewnie mieszkasz tu dlatego, że społeczeństwo wzięło cię za dziwaka? Co ty robisz?- człowiek zapalił lampę naftową i postawił ją między nami. - Jakiś wieczorek romantyczny szykujesz? To się nazywa zoofilia...
- Jeszcze trochę i dorobisz się kagańca, Lottie.- uśmiechnął się krzywo.
- Przedstaw się chociaż? panie człowiek.

czwartek, 4 lutego 2016

Bestia zwinnie odskoczyła w bok, w jej oczach widać było przerażenie i nienawiść. Cóż jakaś kara musiała być za wtargnięcie do mojej chaty, kopniak i tak nie był mocny. Nie jest dobrze chata jest za mała by wymachiwać tutaj mieczem, na zaklęcie nie mam siły. To już chyba mój koniec, wilk skoczył w moja stronę, zamknąłem oczy, coś trzasnęło.
- Ha, jednak ktoś nade mną czuwa ! - Komiczne, wilk skacząc pociągnął dywan i przewrócił mój wazon na siebie. Cóż za niezdara, teraz dopiero zauważyłem ze to wilczyca. Dziwne, samotna samica ? Co tu z nią zrobić, chyba jeszcze żyje chociaż rana na głowie nie wygląda ciekawie. Znów to samo uczucie.... kiedyś przygarnąłem małego smoka, trochę potem wyrósł, spalił dwie wsie, zjadł trochę bydła i kilka księżniczek, nie było to zabawne.... ale wilk przecież nie zionie ogniem. A niech to jestem za miękki.
Opatrzona trafiła do spiżarni, tam przynajmniej nie powinna narobić szkód.  Ciekawy okaz, zastanawia mnie ciągle jej dziwna nie wilcza świadomość. Może nauczę ją aportować ? Co ja robię w ogóle..... próbuje oswoić dzikie zwierzę, całkiem już oszalałem.... Ale kto nie jest samotny ten mnie nie zrozumie, szare dni mojego życia może w końcu nabiorą trochę koloru. Znów zaczynam swoje mądrości. Mogłem  posłuchać kolegi z akademii i zostać filozofem czy innym błaznem. Sprawdzę czy się ocknęła, leży tam już całą noc a teraz zbliża się południe, rano udało mi się upolować i usmażyć jelenia. Głupi ja mogłem od razu używać kuli ognia a nie łuku na polowaniu, dość że łatwiej trafić to jeszcze nie trzeba specjalnie przyrządzać. Jeszcze tylko zastawie  pułapkę gdyby czasem chciała uciec.
Otwarłem drzwi, wilczyca była przytomna, postawiłem miskę z wodą, kawałek mięsa i zabrałem się za zmianę opatrunku, zdumiewające nie rzuciła się na mnie, widać chyba się poddała.
- To boli durniu - słyszałem jej myśl wyraźnie, skąd wilk zna określenie "dureń"? I chwileczkę czy to nie było do mnie ?
- To nie trzeba było mi rozbijać wazonu, durniu. - chyba ją zaskoczyłem bo wycofała się w kąt, wyprostowałem się, wtem skoczyła i dała nura między moimi nogami. Usłyszałem tylko przerwany jęk i już wiedziałem ze wnyki zdały egzamin. Ta wilczyca była kompletną fajtłapą, a mówią że to inteligentne zwierzęta. Cóż spróbujmy oswoić tą naszą bestyjkę.
- Nie szarp, nie chce ci zrobić krzywdy, uspokój się to cię uwolnie - chyba zrozumiała choć powiedziałem to nagłos, więc to nie jest taki zwykły wilk, bardzo ciekawe...
Odskoczyłam w bok w piskiem, po chwili spoglądając w oczy napastnika. Cofnęłam się kilka kroków pokazując kły, warcząc, z nadzieją na możliwość ucieczki. Niestety, człowiek zamknął za sobą drzwi. Atakować, nie atakować... Ruletka. Nawet nie reagował na moje warczenie, na najeżoną sierść, spoglądał ze spokojem jakby czekał aż rzucę się mu do gardła. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, wycofywałam się dalej, dopóki mój ogon nie wylądował w kominku. Mimo woli, przestraszona skoczyłam w jego stronę, uciekając od żaru. Zanim zdążyłam dojść do siebie, uderzyło mnie coś ciężkiego, a świadomość odpłynęła równie szybko, jak i się pojawiła po nagłej pobudce.
Otworzyłam oczy zamknięta w jakimś maleńkim, ciemnym pomieszczeniu. Głowę mi obwiązał razem z uszami, co nie było zbyt wygodne. Ale, przynajmniej się nie wykrwawiłam. To nieważne, teraz chodziło tylko o to, by się uwolnić. Uderzyłam kilkukrotnie w drewniane drzwi, ale te ani drgnęły. Klamki też nie było, najwidoczniej zamykano je od zewnątrz. Gdy rozglądałam się wkoło, zauważyłam mąkę, jakieś warzywa, owoce. Zrezygnowana przycupnęłam na ziemi i zaczęłam liczyć te wszystkie wory. No a co było lepszego do roboty?
- Chyba to spiżarnia...- mruknęłam doliczając się dwunastej marchwi, dziesiątego worka mąki i tak dalej... Wstałam, przeciągnęłam się, i mimo bolącego łba zaczęłam się przechadzać wkoło jednego punktu, byleby nie oszaleć.
Nagle, stare (przynajmniej na takie wyglądały) drzwi chrupnęły. Padłam jak martwa na ziemię i czekałam aż zacznie mnie ćwiartować lub robić inne rzeczy. Może marzyły mu się skarpety z czarnego wilka?
Wszedł, postawił miskę wody i kawałek surowego mięsa, uklęknął obok mnie i zaczął odwijać bandaż. Nie miał zbyt delikatnych dłoni ani ruchów.
- To boli, durniu...- powiedziałam prawie w myślach, a on spojrzał na mnie z niezadowoleniem.
- To nie trzeba było mi rozbijać wazonu, durniu.
Chwila, skąd on zrozumiał... Przecież... Wstałam na równe łapy i wcisnęłam się w kąt spiżarenki. Zwykły człowiek nie mógł mnie zrozumieć. Widząc otwarte drzwi, czmychnęłam pomiędzy jego nogami. Za daleko nie ubiegłam, już po kilku krokach wpadłam w pętlę, pułapkę zastawioną na dzikie zwierzęta. I dokąd mnie ta ciekawość zaprowadziła...

środa, 3 lutego 2016

Kolejny dzień w tej przeklętej puszczy. Od tygodnia próbuję się tu "zadomowić" , chata wygląda solidnie, w końcu włożyłem w nią całe serce. Zostało jeszcze kilka detali ale one mogą poczekać za to mój żołądek już taki cierpliwy nie jest.
-Hmm co byśmy dzisiaj zjedli ?- (Z kim ja gadam do jasne cholery, skup się, i przestań rozmyślać przecież wiesz co zjesz, to co zawsze czyli zupę rybną....) Gdybym tylko potrafił trafić jelenia z dwudziestu metrów, niestety nie potrafiłem. Ruszyłem w stronę stawu by jak zwykle przy użyciu prostego zaklęcia błyskawicy "złowić" kilka ryb. Pomysł był wyśmienity zawsze miałem pełno świeżych choć niezbyt smacznych leszczy. Stanąłem na brzegu, skupiłem i poczułem jak energia ogniskuje się na końcach moich dłoni jeszcze tylko zaklęcie i śniadanie złowione.
Pół godziny później moja zupa zaczynała się gotować. Miałem sporo czasu, a moje ubrania zaczynały krępować mi ruchy, to był znak że pora zrobić pranie. Rzuciłem okiem na chatę, zarzuciłem miecz na plecy i ruszyłem w stronę rzeki, jezioro nie nadawało się, było zbyt brudne.
Pranie ! Uwielbiam prać dlatego robię to bardzo często nawet raz na dwa miesiące, wiem że mam dziwne obyczaje, w mieście nazywali mnie "Czyścioch", głupi wieśniacy nie wiedzą co to styl i klasa.
-A niech to szlag...- Jak mogłem nie zakląć w takiej sytuacji, moje spodnie wyrwał mi z dłoni nurt a ja pół nagi stoję na brzegu i obserwuję jak moje gacie znikają za zakrętem ! Pozbierałem co się da i popędziłem brzegiem na ratunek moim wiernym spodniom.
Pościg trwał do wieczora, zdążyłem za ten czas wypłoszyć połowę zwierzyny w lesie, nabić kilka siniaków i odkryć że tarninę lepiej obejść niż próbować przejść. Brudny i potargany (ale spodnie miałem lśniące) wracałem do domu. Nie było ze mną dobrze skoro tą chatę nazywałem  "domem". Przed wejściem poczułem zapach mokrego psa, rozejrzałem się, na drodze były ślady wilka prowadziły prosto do mojej chaty.
-Sprawdźmy czy ta paskuda zostawiła coś zupy dla mnie- Lubie gadać sam do siebie, wyjąłem miecz, żołądek przypomniał mi że cały dzień nie jadłem, schowałem miecz i tak nie miałem siły by walczyć. Z wilkami potrafiłem rozmawiać w końcu sam też nim byłem po części. Po cichu wszedłem do środka za fotelem leżał wilk. Ha zupy nie tknął, coś z tym wilkiem było nie tak, gdy dotknąłem jego świadomości moją nie przypominała ona tej wilczej. Wilk dostał solidnego kopniaka. Subtelne pobudki to moja specjalność.


Znów się to stało. Wygnali mnie, nie mam pojęcia za co, znów musiałam ratować się ucieczką, choć i tak życie było mi coraz cięższe. A samotny wilk może nie dać sobie rady w ogromnym lesie, pałętając się po wrogich i obcych terytoriach, zwłaszcza, że ten wilk jest wilczycą. Która kiedyś była zwykłą studentką.
 Rano, któregoś już dnia po ucieczce z watahy, jak zwykle rozglądałam się za czymś do jedzenia, poniekąd najadanie się myślą o babcinym obiedzie nie było mi wystarczające do przeżycia. Przeciągnęłam się, ziewnęłam parę razy i zaczęłam wietrzyć w poszukiwaniu zapachu jakiegoś mniejszego zwierza. Kierując się zapachem małego futerkowca usiadłam przy maleńkiej norce w ziemi, z której po chwili wynurzyła się nornica. Haps!
- Na śniadanie starczy...- oblizałam się i starałam oprzeć wyrzutom sumienia (przecież, to stworzonko mogło mieć swoją norniczą rodzinkę) ruszyłam w stronę stawu. Musiałam spłukać z pyska poczucie winy i nawilżyć gardło. Wiele dni nie miałam szans na jakikolwiek posiłek, a co dopiero na wodę inną niż taka z brudnej kałuży. Już miałam zanurzyć język w przejrzystej wodzie... Odskoczyłam. Jakiś okropny blask, prosto w oczy...
Gdy odzyskałam wzrok, starałam się dojrzeć tenże odbijający promienie słoneczne obiekt. Zamiast tego zobaczyłam dym ponad drzewami, a ciekawość nie pozwoliłaby mi nie sprawdzić co się pali.
 Obeszłam jeziorko i stanęłam naprzeciw maleńkiego domku. Drzwi stały otwarte, wyglądało na to, że był pusty. Jednak, skąd ten dym?
Weszłam do środka. Silny ludzki zapach powinien mnie odstraszyć jak każdego prawdziwego wilka, jednak było tam coś jeszcze- zapach jedzenia. Rozpalony kominek- źródło dymu- a na ruszcie solidny kawał mięsa, który dałby mi siłę na dalszą wędrówkę.
Nagły poryw wiatru zatrząsnął drzwi, a mnie w środku. Skulona, schowałam się za jedynym fotelem, pełna nadziei, że człowiek tylko mnie przegoni. I że nie ma żadnej broni.
Zapadał już powoli zmierzch, a klamka drzwi ani drgnęła. Drwa w kominku zaczęły dogasać, a ja robiłam się senna, coraz bardziej, z każdą chwilą. Nawet nie wiem kiedy zamknęłam oczy.

<hm, kiepskie, co? :P>